piątek, 26 sierpnia 2011

Czas przerwać zmowę milczenia.

Z góry przepraszam za pustki. Nie pamiętam już kiedy ostatnio tutaj byłem, ale widzę, że ktoś regularnie ten blog odwiedza. Cieszę się z jednej strony, z drugiej czuję się zakłopotany i jest mi głupio, że nie prowadzę go regularnie.

Przed tym postem (a było to kilka miesięcy temu) stanąłem przed pytaniem: kto to czyta i po cholerę to czyta?
Następne pytanie (logicznie): czy to ma jakiś sens, a jeżeli ma to jaki?

Infantylne pytania, prawda? Typowe. Typical. Olać je tak naprawdę.
Cieszę się, że czytelnicy ciągle trwają i teraz będę  bardziej systematyczny - niekoniecznie regularny. Nierówności przecież są naturalne.


Co u mnie?

Sześć tygodni praktyk wykopaliskowych z mojego uniwerku. Było zabawnie, nie obeszło się bez woltażów i zgrzytów. Sześć tygodni te same twarze mogą się znudzić i uwierzcie mi, że można wtedy mówić coś więcej niż "Kocham, cię bracie!". No, ale! Nie ma tego złego... Masę szkieletów, masę garów ze średniowiecza, nawet chata z tego okresu i kilka - kilkanaście nożyków, grotów do strzał, czy bełtów. Jednym słowem nudy.

A tak poważnie. Nie mogę się doczekać nowego sezonu teatralnego. Jestem w trakcie tworzenia nowego scenariusza i jestem ciekawy co na to powiedzą moi koledzy z teatru. :) Na razie nie zapowiadam kiedy i gdzie będzie można nas zobaczyć, ale spokojnie będę zamieszczał informacje na bieżąco.
Możliwe też, że w tym roku stanie się coś więcej z pisaniną, którą tutaj czytaliście do tej pory. Pożyjemy zobaczymy, jestem sceptyczny, ale prawda - fajnie by było. :)


Co jeszcze? Kurs angielskiego do certyfikatu CAE. Ambicja co do niepodjętej filologii w Białymstoku daje znać. Postanowiłem jeszcze, że ogarnę te języki, które już tam mi się przewinęły podczas mojej dotychczasowej edukacji + zacząć włoski. To ostatnie nie wiem kiedy zrobię.

A! Wspominałem o chórze? Od października tam gdzie mój mistrz i koledzy z teatru - mam nadzieję - będę wył i ja.

Na koniec, już zupełnie na koniec, wiersz na razie jeden bo ten rok nie zapowiada się owocnie. Wiecie zauważyłem, że pisanina daje o sobie znać palącym swędzeniem, gdzieś w okolicach głowy i prawej ręki. Wyprzedzam pytania: tak, myję się regularnie i nie jest to świerzb, ani nie są to wszy. Wracając - to palące swędzenie pojawia się w chwilach kiedy coś jest nie tak, nie po mojej myśli oraz kiedy jestem sam i czuję się samotny.
Nie przedłużając więcej tej strony. Wiersz. Bo czułem, że coś było nie tak. (Wybaczcie mi ten archaizm. Musiałem. :) )



Posadzimy tutaj kwiaty, właśnie tu przed domem,
podlewać je będziemy cudzą ręką, nieboskłonem.
Dbać będziemy o nie jak o własne, nasze dzieci,
Jak chwasty wnet dorosną, czas nieubłaganie leci.
Wyrwiesz je z ziemi ręką swoją już, o dobry Ojcze?
Pozwolisz, miłościwa Matko, by podbiły dom jak pnącze
zdobywa mury i zasieki w nie-do-zdobycia-fortecy?
Myślisz, że to nadal Twoje, czujesz się bezpieczny...
Jednak nie daje spokoju - ta zieleń ogłusza, kaleczy.

Posadzimy tutaj kwiaty, właśnie tam za murem,
aż ze źródła na mej skroni krew nie skapnie na nie gęsta
naszą ręką sino-bladą wciąż podlewać je będziemy
tymi kroply, co ze skroni kapią na nie z drżącej dłoni.
Cieszymy się wszyscy, nasi drodzy bracia, ludzie,
że gdy bliski koniec życia wasze szczęśliwe mordy
uświetniają nam recital, który sami sobie gramy.

Pozdrawiam z Domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga